niedziela, 20 maja 2018



Uświadomiłam sobie, że czas płynie. Jeżeli decydujesz sie na życie, czas i tak w końcu sie skończy. Chcąc czy nie chcąc uciekają nam chwile. 
W poniedziałek w pracy zdałam sobie sprawę, ze odliczałam minuty do zakończenie zmiany. No dobra, a pózniej co? Przychodzi wtorek, znów jestem w pracy i znów czekam aż sie skończy. To jak czekanie na smierć. Wszystko stało sie mało istotne. To smutne, ale i przerażajace. Bo jeżeli w wieku dwudziestu czterech lat uświadamiasz sobie, ze czekasz na smierć, to jest problem. 
W szpitalu nauczyłam sie doceniać małe rzeczy. Zamknięta w budynku, w którym każde okno ma kraty, bez możliwości swobodnego wyjścia, oddychając częściej dymem nikotynowym niż powietrzem, zaczęłam zauważać czym jest szczęście. 
To radość mamy w słuchawce, gdy słyszy, ze oddycham. Odwiedziny osób, którym naprawdę zależy. Przepustka na spacer. Wiatr, który wieje w twarz. Rozmowa. Przede wszystkim rozmowa. O wszystkim co dzieje sie w głowie. To ma znacznego kiedy ktoś chce tego słuchać. Wyrzucam wszystko z głowy i diametralnie staje sie lżejsza. Lżejsza o kilka myśli.
Mamy w głowie bałagan, każdy swój, ale wszyscy chcemy walczyć. Przekonuje się o tym, że te znajomości, to złoto. Nie musimy udawać, że wszystko jest dobrze, wiec automatycznie czujemy się sobie bliżsi. Nagle wszystkie pozornie normalne i codzienne sprawy dają dużą radość. Doceniam więcej, widzę więcej. Uczę sie życia na nowo.



czwartek, 26 kwietnia 2018



Myślę z daleka o tym co we mnie nie skończyło się jeszcze.
Bezradnie czekam ciągle na coś.
Niosę ze sobą niespójności garść.
Pięści zaciskają się przed czarną ścianą i nie wiem czy iść mam po co, gdy w ustach tylko papieros się tli.
Biała przestrzeń, puste oczy i strach.
Wszystko co mam, to kilka ran na kolanie.



piątek, 20 kwietnia 2018


Wiruje w zamglonym świecie. 
Czasami zapominam jak się oddycha i kroki, w bezpiecznym miejscu, stawiam niepewne.
Tonę w płytkim śnie, gdy oczy, na siłę, zamykam zmęczone.
Nie mogę się obudzić. 
Nie potrafię zasnąć.
To przykre, nie wierzyć, że dzień dobry, gdy złego nie dzieje się nic. 


niedziela, 12 listopada 2017


Rozmazują mi się oczy moje. Zmęczone dłonie trzymają czas. W nas jest coś więcej. Biegnę przez tłum pijany, a Ty wołasz mnie. Nie wiem czemu imię mam obce i myśli gonitwę. Urwany rytm i kręcę się w kółko. Podnoszę ciężkie ręce do góry i pije do dna. Bo dnia szkoda, bo nie żyje się wiecznie, bo zła jest moja natura. Nie wiesz o tym, ale padał deszcz. I słońca nie było dnia następnego, gdy oczy moje znów rozmazane były od łez. To nie był deszcz.


poniedziałek, 16 października 2017

„Cały świat ma tyle barw, a jeden koniec.”



Jak byłam mała chciałam być samolotem. Chciałam też mieć plac zabaw przed domem i zamieszkać zimą w iglo. Chciałam zostać mechanikiem i czerwonym Fordem Mustangiem GT zwiedzić świat. Myślałam, że linie na chodniku poparzą moje stopy. Chciałam, żeby chmury były na wyciągnięcie ręki, tak żebym mogła na nich siadać. Chciałam, żeby moje włosy naturalnie sie kręciły. Chciałam pisać wiersze, pięknie tańczyć i grać na fortepianie. Jak byłam mała wierzyłam w miłość. Chociaż nie do końca wiedziałam czym ona tak naprawdę jest. Wierzyłam też, że któregoś dnia dobiegnę do tęczy i sprawdzę gdzie jest jej koniec. Dobiegłam. To moment, w którym zdałam sobie sprawę, że nigdy nie usiądę na chmurze, moje włosy nigdy nie będą kręcić sie idealnie, a ja nigdy nie będę samolotem i nic sie nie stanie, kiedy nadepne na linie chodnika. Ale dalej mogę wierzyć w miłość. Chociaż nie jestem pewna czy już wiem, czym ona jest.