W końcu świeci słońce. Tak
naprawdę świeci, bo muszę zakładać okulary przeciwsłoneczne za każdym razem, gdy wychodzę z domu.
N i e,
wcale nie świeci naprawdę, bo w mojej głowie ciągle przesadnie ciemno jest i zimno. I jakby tego było mało, ciągle te dziwne uczucie pustki. Brak zdecydowania, gdzie chcę być i zdaje się, że chyba nie chcę być
nigdzie. Tak nie można.
Tak się nie da. Więc podejmuje decyzje teoretycznie słuszną i nagle znowu jest mi
wszystko jedno. Mam wrażenie jakbym istniała poza tym światem i naprawdę nie wiem co jest przyczyną. Więc zgadzam się przez chwile nie być taka marudna jak zwykle. To przełomowy moment. Być otwartym. Przez chwile naprawdę się uśmiecham.
Przez chwile.
Głowa do góry.
Dorośnij.