Roztarła róż na policzkach, oczy jeszcze raz poprawiła tuszem. Włosy zostawiła w nieładzie, przecież i tak wiatr je rozwieje. Nałożyła na siebie cienki sweterek. Wieczory są zimne, zmarznie, trudno. Przed wyjściem zrobiła sobie kawę. Kubek wyślizguje jej się z rąk. Patrzy bezradnie jak rozpryskuje się na kafelkach. W głowie miała plan, by Cie spotkać.
Nie ma Cie.
Deszcz zmył różowe policzki, przesiąknięta dymem z papierosów siedziała na murku, piła piwo. Uśmiechała się do nich, tak jak oni do niej. Rozmawiała.
Jesteś.
Gubię wzrok. Czuję zapach niedzielnego wieczoru zmieszanego z poniedziałkowym popołudniem. Serce rozrywa klatkę piersiową. Łapię ją za rękę, ona jedna wie, co czuję, co się dzieję w moim środku.
Chcę jak kiedyś porozmawiać. Chcę wiedzieć, że chcesz i że możesz.
Wypuszczone z rąk nigdy nie wraca.