niedziela, 20 maja 2018



Uświadomiłam sobie, że czas płynie. Jeżeli decydujesz sie na życie, czas i tak w końcu sie skończy. Chcąc czy nie chcąc uciekają nam chwile. 
W poniedziałek w pracy zdałam sobie sprawę, ze odliczałam minuty do zakończenie zmiany. No dobra, a pózniej co? Przychodzi wtorek, znów jestem w pracy i znów czekam aż sie skończy. To jak czekanie na smierć. Wszystko stało sie mało istotne. To smutne, ale i przerażajace. Bo jeżeli w wieku dwudziestu czterech lat uświadamiasz sobie, ze czekasz na smierć, to jest problem. 
W szpitalu nauczyłam sie doceniać małe rzeczy. Zamknięta w budynku, w którym każde okno ma kraty, bez możliwości swobodnego wyjścia, oddychając częściej dymem nikotynowym niż powietrzem, zaczęłam zauważać czym jest szczęście. 
To radość mamy w słuchawce, gdy słyszy, ze oddycham. Odwiedziny osób, którym naprawdę zależy. Przepustka na spacer. Wiatr, który wieje w twarz. Rozmowa. Przede wszystkim rozmowa. O wszystkim co dzieje sie w głowie. To ma znacznego kiedy ktoś chce tego słuchać. Wyrzucam wszystko z głowy i diametralnie staje sie lżejsza. Lżejsza o kilka myśli.
Mamy w głowie bałagan, każdy swój, ale wszyscy chcemy walczyć. Przekonuje się o tym, że te znajomości, to złoto. Nie musimy udawać, że wszystko jest dobrze, wiec automatycznie czujemy się sobie bliżsi. Nagle wszystkie pozornie normalne i codzienne sprawy dają dużą radość. Doceniam więcej, widzę więcej. Uczę sie życia na nowo.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz