czwartek, 23 czerwca 2016



Budzę się, zaplątana, w rozgrzaną od słońca pościel. Przez moment leżę w bezruchu, wpatrując się w nią i zastanawiam się, czy w jej głowie dzieję się tak samo wiele co w mojej. Myślę, że nie ma prostych odpowiedzi, nie ma tak lub nie, nic nie jest po prostu czarne albo białe. Odwracam się i łapię ją za dłoń. Kompletnie nic się nie dzieje. Delikatnie dotykam jej ust opuszkami palców i w tej jednej chwili czuje się całkowicie bezpiecznie. Wtedy zauważam tą niedorzeczność. Cholernie się boję. Zakrywam ręką usta, żeby nie zacząć krzyczeć, że ma zostać tu na zawsze. Otwiera oczy i wita mnie, tym samym szczerym uśmiechem. Serce bije mi dość niestabilnie i myślę tylko o tym, co chciałabym zrobić. Milczę, sparaliżowana od nadmiaru emocji, chociaż wiem, że to jedyne złe rozwiązanie. Ale, przecież, kompletnie nic się nie dzieje.








"I gdybyś istniał, to Boże prowadź przez świat, który mnie niszczy krok po kroku."



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz